Aktualności
Najlepsze schronienie
„Najlepszym schronieniem dla człowieka jest drugi człowiek” – od lat powtarza Anna Dymna. Żywym świadectwem tych słów był koncert „Dziękuję, że jesteś”. Odbył się on w minioną niedzielę, na Rynku Głównym w Krakowie – dzień po rozstrzygnięciu 17. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Wydarzenie dedykowano opiekunom osób chorych i z niepełnosprawnościami. Podkreślono w nim również znaczenie asystencji.
Hej! Hej!
Gdy w tłumie ludzką twarz zobaczysz,
którą cierpieniem los naznaczył,
pomachaj ręką, bądź sercem blisko,
mimo wszystko
pomachaj ręką, bądź sercem blisko,
mimo wszystko
Hej! Hej!
Ludzie są po to, są po to, by ich kochać,
Dopomóż myśli tej, dopomóż choć trochę,
Ludzie są po to, są po to, by ich kochać,
Pomóż nadziei kwitnąć listkom
Pomóż mimo wszystko
– w wieczornej scenerii krakowskiego Rynku Głównego niosły się słowa piosenki z muzyką Mateusza Pospieszalskiego, którą Wojciech Młynarski ofiarował Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
– „Ludzie są po to, by ich kochać” – powtórzyła Anna Dymna, witając publiczność. – Poznamy dziś ludzi, którzy swoje życie poświęcają drugiej osobie. Często rezygnują z marzeń, kariery, odpoczynku. Zapominają o sobie, by pomóc żyć dziecku, rodzicom, współmałżonkom.
– Jednak bezustanne czuwanie, ciągły stres, lęk i walka o życie ukochanej osoby, wysiłek fizyczny oraz psychiczny, brak odpoczynku z czasem zabierają te siły. Budzą bezradność, wpędzają w rozpacz – zauważył współprowadzący koncert Piotr Polk.
– Są na szczęście ludzie, którzy przychodzą z pomocą opiekunom osób chorych, umierających, z niepełnosprawnościami i „pomagają nadziei kwitnąć listkom – mimo wszystko” – podkreśliła Anna Dymna.
Do udziału w koncercie „Dziękuję, że jesteś” aktorka zaprosiła przedstawicieli Fundacji Pełnej Życia, fundacji „Wspólnota Nadziei”, Towarzystwa Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. św. Łazarza”, ośrodka wytchnieniowego „Spotkajmy się”, który Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” uruchamia w nadbałtyckim Lubiatowie, a także Agatę Roczniak. Prezeska fundacji „Diversum”, pierwsza polska modelka poruszająca się na wózku i aktywistka przedstawiła – jakże aktualne obecnie – zagadnienie asystencji. W rozmowie z Anną Dymną i Piotrem Polkiem zaznaczyła, że, owszem, ma szczęśliwą rodzinę, doskonale radzi sobie w pracy, prowadzi samochód. Ale do tego, by normalnie funkcjonować, potrzebuje pomocy w prostych czynnościach dnia codziennego. W podobnej sytuacji jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Polsce. Gdy ubiegają się o asystenta, zwykle słyszą od decydentów: „A rodzina pomóc nie może?”.
– Żeby Agatka mogła prawidłowo się rozwijać, chodzić do szkoły, od urodzenia potrzebowała pomocy – wspominała pani Dorota, mama gościni koncertu. – Musiałam zrezygnować z kariery zawodowej. Pracowałam tylko wtedy, gdy córka była w szkole. A kiedy jej ojciec wracał wieczorem z pracy, wtedy szłam na aerobik. Musiałam ćwiczyć, by mieć siły do wnoszenia córki na drugie piętro. Warto było.
O bezgranicznym oddaniu swoim synom mówiły w trakcie koncertu Alina Perzanowska i Bogusława Kandzia z fundacji „Wspólnota Nadziei”, która, w podkrakowskich Więckowicach, stworzyła i prowadzi Farmę Życia. Jej podopiecznymi są osoby w spektrum autyzmu. W Polsce do tej pory nie wypracowano systemu opieki nad dorosłymi osobami z ASD (ang. autism spectrum disorders ). Farma pozostaje jedynym miejscem, gdzie podopieczni fundacji „Wspólnota Nadziei” mogą godnie żyć i się rozwijać.
– Mój czterdziestoczteroletni syn, Łukasz, się nie komunikuje – mówiła Bogusława Kandzia. – Ma swój własny, zamknięty przed innymi świat. Bywało, że gdy nagle czegoś się przestraszył, walił głową w ścianę, uciekał. Kiedyś wspiął się na szafę, która się pod nim załamała. Innym razem wszedł do umywalki. Gdy z niej spadł, miał bezdech. Łukasz wymaga nieustannej czujności. Zabrzmi to pewnie potwornie, ale często myślimy o tym, że lepiej by było, gdyby nasze dzieci umarły przed nami. Z przerażeniem myślimy, co stanie się z Łukaszem, Adasiem, Wojtkiem bądź Michałem, kiedy zabraknie nas na świecie. Kto się wtedy nimi zajmie? W domach pomocy społecznej nie ma wykwalifikowanego personelu do opieki nad osobami z głębokim spektrum autyzmu. A w szpitalach psychiatrycznych czekają na nich kaftany bezpieczeństwa, brutalne przywiązywanie pasami do łóżek, otumanianie lekami psychotropowymi… Trudno nam znosić wizję takiego barbarzyństwa. Na Farmie Życia syn czuje się bezpiecznie. Niestety, nasza placówka ciągle boryka się z wieloma problemami, głównie finansowymi. Jej istnienie jest zagrożone.
W kulisach koncertu „Dziękuję, że jesteś” wszyscy rozmówcy Anny Dymnej i Piotra Polka przyznawali, że na krakowskim Rynku mówią o sprawach, o których świat zwykle nie chce słuchać, pamiętać albo spycha je na margines społecznej świadomości. I że liczą na to, iż to niedzielne wydarzenie świadomość społeczną pogłębi. Przyjemności, które większości Polaków wydają się normalnością, dla opiekunów osób niesamodzielnych pozostają nierzadko w sferze marzeń.
– Mój mąż, Antoni, jest bardzo chory. Ma tętniaka, guzek w sercu, a od czterech lat cierpi na alzheimera – opowiadała na scenie Magdalena Barcik. – Jeszcze mnie poznaje, ale nie mogę go ani na chwilę zostawić samego. Jak idę do lekarza, to nie mogę go zostawić w poczekalni, bo się zgubi. Najbardziej męczące jest to ciągłe czuwanie. W Fundacji Pełnej Życia zostaliśmy objęci kompleksową opieką. Otrzymałam pomoc specjalistów, pracownika socjalnego, pielęgniarki, fizjoterapeutki. Dostałam tygodniową, całodobową opiekę nad mężem. Dzięki temu mogłam wyjechać z córką do Gdańska na urlop.
Pani Magdalena zapytana przez Annę Dymną o marzenia, odparła:
– Chciałabym pójść do filharmonii, teatru…
– Jeśli ktoś nie wie, jak bardzo obciążająca jest opieka nad kochanym, ale obłożnie chorym, zupełnie niesamodzielnym człowiekiem, nie zrozumie naszej sytuacji – zaznaczyła Stanisława Rajss, którą również otoczyła opieką Fundacja Pełna Życia. – A lata lecą, sił nie przybywa. Mój mąż, Piotr, z którym jestem już pięćdziesiąt trzy lata, w roku 2019 miał udar. Zmiany w jego mózgu sprawiły, że bywa niezwykle agresywny. Złość, stres i ból wyładowuje na mnie. Najczęściej uspokajam go żartami i czułością. Albo wycofuję się, jestem cicho. To jest trudne.
Podczas koncertu „Dziękuję, że jesteś” Towarzystwo Przyjaciół Chorych „Hospicjum św. Łazarza” reprezentowały Renata Połomska i Bożenka Ilińska. Obie przyznały, że stereotypowe myślenie o hospicjum – jako o „umieralni” – jest całkowicie błędne. Podkreślały, że w takiej placówce przede wszystkim toczy się życie. Tam dba się o jak najlepszy jego komfort. Oczywiście, chory powinien pozostawać w swoim domu jak najdłużej. Przychodzi jednak chwila, gdy miłość i troska bliskich przestają mu wystarczać. Wówczas niezbędna jest stacjonarna opieka paliatywna.
– To trudna misja – podkreśliła Bożena Ilińska. – Ale jest ważna i bardzo potrzebna. Ludzie świadomi, że ich bliscy odchodzą, nie potrafią często zapanować nad emocjami. Potrzebują fachowej rady, obecności kogoś życzliwego, wyrozumiałego. Osoby, które odchodzą, i ich rodziny patrzą na nas jak na przyjaciół. To sprawia, że nasza praca jest piękna. Chciałabym, by moment odchodzenia był tak samo celebrowany jak narodziny. Żeby był pełen wdzięczności i miłości. W intymnych momentach śmierci od ludzi umierających można się uczyć miłości do życia i prawdziwego znaczenia słowa „dziękuję”.
Słowa te potwierdził Wojciech Dąbrowa. Jego mama, Anna, zmarła w Hospicjum św. Łazarza w maju tego roku. Gość koncertu wspomniał, że pierwszym bolesnym dla niego momentem była informacja o zdiagnozowaniu u mamy raka płuc. Drugim – gdy lekarze stwierdzili, że guz jest nieoperacyjny. Trzecim – chwila, kiedy razem z tatą nie byli już w stanie zajmować się panią Anną i musieli podjąć decyzję o oddaniu jej do hospicjum.
– Mama trafiła tam na świetną opiekę, miała wspaniale dobrane leki – relacjonował pan Wojciech. – Całe grono lekarzy, pielęgniarek i wolontariuszy było przy niej dzień i noc. Umierała bez bólu fizycznego i w poczuciu bezpieczeństwa, którego w naszym domu nie mogliśmy jej zapewnić.
Jako ostatni na rozświetloną reflektorami scenę pod Ratuszem weszli Tomasz Gzowski, dyrektor Oddziału Lubiatowo Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, oraz Mariola Wiśniewska i Włodzimierz Wons. Oboje są rodzicami dorosłych osób z zespołem Downa. W maju tego roku przyjechali ze swoimi pociechami do Lubiatowa – na pierwszy turnus w nowo otwartym w ośrodku wytchnieniowym „Spotkajmy się”.
– W tej niewielkiej, nadbałtyckiej miejscowości, pośród ogromnego lasu jest raj na ziemi – opowiadała pani Mariola. – Tereny są przepiękne. Mieliśmy wszystko, co potrzeba. Wygodne, świetnie wyposażone domki, bardzo miła kadra. Traktowano nas wspaniale. Szymon, mój syn, od godziny dziewiątej do szesnastej, z przerwą na obiad, miał zajęcia z terapeutkami. Mogłam wtedy chodzić z kijkami, jeździć na rowerze najpiękniejszymi leśnymi ścieżkami. Tam jest cudownie. Dziękuję.
Anna Dymna zdradziła kolejne plany swojej fundacji „Mimo Wszystko”, związane z Lubiatowem. Powstanie tam nowoczesna świetlica terapeutyczna, wraz z zapleczem kulinarnym, oraz pięć kolejnych, całorocznych domków dla gości ośrodka wytchnieniowego. Marzeniem aktorki jest stworzenie w Lubiatowie domu opieki dla starszych, samotnych osób z niepełnosprawnością intelektualną.
– Potrzeba wypoczynku, którą odczuwają opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnościami, jest w Polsce ogromna – podkreśliła Ewelina Witkowska, kierowniczka ośrodka wytchnieniowego „Spotkajmy się”. – Tylko w dniu po nieoficjalnym otwarciu naszej placówki otrzymałam osiemdziesiąt telefonów z pytaniem o możliwość przyjazdu do Lubiatowa. Obecnie pełne obłożenie mamy zarezerwowane do września. Na jednym sześciodniowym turnusie możemy przyjąć pięć rodzin. W czasie, kiedy osoby z niepełnosprawnościami znajdują się pod opieką terapeutów, ich bliscy zwykle udają się na spacery po lesie, plaży albo odpoczywają w ośrodku, czytając na przykład książki. Sporym udogodnieniem jest dla nich fakt, że zapewniamy również całodzienne wyżywienie.
Koncert „Dziękuję, że jesteś” uświetniły piosenki w wykonaniu Tatiany Okupnik, Kamila Czeszela, Adama Nowaka, Darii Barszczyk oraz Joszko Brody, a także dwanaściorga finalistów 17. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Dzięki muzyce trudne sprawy zyskiwały pogodniejszy wymiar.
– Gdy jest ktoś obok, gdy się uśmiechnie, powie dobre słowo, poda rękę… wszystko się zmienia. Wtedy budzi się nadzieja, radość, siły. Można przenosić góry i nawet cierpienie traci swoją wszechpotężną moc. Dziękujemy za to wszystkim – zakończyła spotkanie Anna Dymna.
Koncert „Dziękuję, że jesteś” telewizyjna „Dwójka” wyemituje 29 czerwca, o 16.10.
Wojciech Szczawiński
Fot.: Monika Krzysztofik-Hanarz
Może Cię zainteresować
Zapraszamy przed telewizory
W tych dniach krakowski Rynek Główny szczególnie tętnił życiem i radością. Przyznawali to wszyscy: nasze koncerty były magiczne. Dzięki Telewizji Polskiej będzie można zobaczyć ich retransmisje.
Oswajanie różnic
Wczoraj, po Rynku Głównym w Krakowie, przetoczyło się radosne „Assa Tadarassa” w wykonaniu zespołu Kameleon. Był to sygnał początku finału 17. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Anna Dymna nie kryła radości. Koncert – dzięki życzliwości darczyńców, przyjaciół, partnerów oraz instytucji – wrócił do Krakowa po czterech latach. Kraków stał się miastem gospodarzem tego artystycznego wydarzenia. Po raz kolejny stypendia dla laureatów festiwalu przekazała fundacja Banku Santander.