Aktualności
Król życia
W minioną niedzielę, w restauracji kompleksu „Dąbrówka” w Jastrzębiu-Zdroju, Janusz Świtaj świętował swoje pięćdziesięciolecie. Na uroczystości obecna była Anna Dymna. Życzenia jubilatowi składały bliskie mu osoby, zaprzyjaźnieni motocykliści, dziennikarze, nauczyciele, członkowie Klubu Kibica Jastrzębskiego Węgla oraz koleżanki i koledzy z fundacji „Mimo Wszystko”. Janusz pracuje z nami od 2007 r.
W 2008 r., nakładem wydawnictwa „Otwarte”, ukazała się autobiografia Janusza Świtaja „12 oddechów na minutę”. Autor – chwilami wstrząsająco – opisał w niej swoje życie po wypadku komunikacyjnym, który wydarzył się tuż przed jego osiemnastymi urodzinami, 18 maja 1993 r. Jadąc motorem, uderzył w naczepę TIR-a. Od tamtej pory porusza tylko głową. Wentylowany jest mechanicznie. W roku 2023 został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa – jako mężczyzna najdłużej na świecie oddychający za pomocą respiratora (30 lat, 152 dni).
Janusz ma wiele powodów do dumy. Już jako osoba całkowicie sparaliżowana zdał maturę (podchodził do niej dwukrotnie). Potem ukończył psychologię na Uniwersytecie Śląskim oraz studia podyplomowe w nurcie terapii poznawczo-behawioralnej Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Katowicach. Na Zamku Królewskim w Warszawie wręczono mu dyplom „Człowiek bez barier”. Jest też laureatem „Lodołamacza specjalnego”, a także – wspólnie z rodzicami: Heleną i Henrykiem – Medalu Świętego Brata Alberta.
– Do dnia wypadku prowadziłem aktywne życie. Cechowała mnie niezależność. Chodziłem własnymi ścieżkami. W wielu sprawach miałem odrębne zdanie. Tymczasem raptownie okazało się, że muszę prosić nie tylko o toaletę, jedzenie i picie, ale też o zmianę ułożenia ręki, nogi czy nawet o podrapanie po nosie bądź strącenie z niego komara. Gorączkowałem wtedy na granicy czterdziestu, czterdziestu jeden stopni. W głowie miałem wywiercone otwory, przyczepione do niej, chyba sześciokilowe, naciągające kręgi szyjne obciążenie. Złapałem przyłóżkowe zapalenie płuc. Do tego doszła bolesna spastyczność, która rzucała całym moim ciałem – mówił Janusz w jednym z wywiadów.
Na oddziale intensywnej terapii spędził sześć lat. Zaznacza, że jednym z przełomowych wydarzeń w jego życiu było pozyskanie domowego respiratora. Dzięki niemu mógł opuścić szpital. Był wtedy rok 1999.
– Od tamtej pory dwudziestoczterogodzinną opiekę nade mną sprawowali wyłącznie rodzice – wspomina. – Z Wałbrzycha przyjeżdżała też moja chrzestna. Pomagała, bo widziała, jak jest ciężko. Mam dwa metry wzrostu. Ważę sporo. O moim stanie i trudzie opieki nade mną wiedziała jedynie moja rodzina, bliscy i sąsiedzi. Żaden Kościół, żadna instytucja nie zainteresowała się dostatecznie losem całkowicie sparaliżowanego człowieka, który tkwił w 24-metrowym pokoju na ósmym piętrze blokowiska w Jastrzębiu-Zdroju. A jeśli ktoś dzwonił do drzwi, to był to listonosz, akwizytorzy albo bezdomni. Niemniej każdy dzwonek rozpalał we mnie nadzieję, że może w końcu nadchodzi ktoś, kto chce mnie odwiedzić. Szczególnie w okolicach każdych świąt narastała we mnie ta ufność. Przez ponad piętnaście lat moim jedynym oknem na świat był ekran telewizora oraz komputera. Trzymając w ustach ołówek, stukałem po jego klawiaturze. W ten sposób napisałem autobiografię „12 oddechów na minutę”. Miałem wówczas wielki żal. Także o to, że nikogo nie obchodziło ogromne wyczerpanie moich rodziców. Powiem więcej, mama i tata nieraz spotykali się z wykluczeniem społecznym ze względu na niepełnosprawnego syna. Rodzice cały czas przy mnie byli. Na zmianę. Robili sobie przerwy tylko na sen. O wczasach, kilkudniowych wyjazdach czy nawet spacerach mogli, co najwyżej, pomarzyć. Nikt nie zaproponował im nawet wyjazdu do sanatorium w celu podreperowania sił, psychiki i zdrowia.
O Januszu Świtaju stało się głośno, gdy w roku 2007, jako pierwszy Polak, złożył sądowy wniosek o zaprzestanie terapii utrzymującej go przy życiu. Media obiegły wtedy dyskusje o prawie do eutanazji. Anna Dymna nie zamierzała brać udziału w tego rodzaju rozmowach. W jednym z wywiadów prasowych powiedziała jedynie z naciskiem, że Janusz desperacko woła nie o śmierć, lecz życie. Niedługo potem aktorka zaproponowała 32-latkowi pracę w swojej fundacji „Mimo Wszystko” – jako analitykowi rynku osób z niepełnosprawnościami.
– Tamto wydarzenie było dla mnie kolejnym przełomem – podkreśla Janusz. – Nie chodziło jedynie o pracę. Wtedy poczułem się komuś potrzebny. Pani Ania dała mi ogromną wiarę w sens mojego istnienia. Potem od fundacji „Mimo Wszystko” otrzymałem specjalistyczny wózek z respiratorem. Wreszcie, po wielu latach, mogłem opuścić mieszkanie. Ze zdumieniem i fascynacją patrzyłem, jak świat się zmienił. Na nowo czułem siły życia. Rozumiałem, że chcę się rozwijać. Dlatego – nie bez wysiłku – zdałem maturę, rozpocząłem studia. Praca w fundacji pani Ani dawała mi możliwość życia nie tylko dla siebie, lecz również dla innych. Od tamtej pory zmieniło się wszystko. Dzisiaj czuję się człowiekiem spełnionym.
Podczas mszy świętej, która w niedzielne popołudnie rozpoczęła obchody jubileuszu, Anna Dymna po raz kolejny nazwała Janusza królem życia. Zaznaczyła, że Janusz nauczył ją, jak wielką wartością jest życie, że należy w nim walczyć o każdy dzień, oddech i że nigdy – nawet w najtrudniejszych momentach – nie wolno tracić nadziei.
– Wiedza, którą przekazuje nam Janusz, nie zawiera się w żadnych podręcznikach. Nasz król i mistrz życia udowadnia, jak niezwykłą istotą jest człowiek, jak wielką ma w sobie siłę i że, z pomocą innych, można przekraczać wszelkie ograniczenia. Z uwagą przeczytałam autobiografię Janusza. Myślę, że nic by się nie udało, gdyby nie miłość. Przede wszystkim mam na myśli miłość rodziców Janusza – mówiła aktorka. Wspomniała też, że Janusz oraz Helena i Henry Świtajowie są laureatami Nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”, przyznanej przez Muzeum Powstania Warszawskiego za całokształt dokonań i postawę życiową stanowiącą wzór do naśladowania dla młodych pokoleń.
Janusz czuje się dobrze. Cieszy się z tego, co osiągnął. Rok temu został członkiem Klubu Kibica Jastrzębskiego Węgla. W tym sezonie zasiadał na trybunach wszystkich najważniejszych meczów drużyny – od Superpucharu w Katowicach, przez Puchar Polski w Krakowie, aż do finałowego spotkania Ligi Mistrzów w Łodzi.
Dzięki specjalistycznemu samochodowi Janusz może podróżować po Polsce. Wciąż ma wielki apetyt na eksplorację świata. Mówi, że, jako pięćdziesięciolatek, nadal odczuwa młodzieńczą fantazję. Snuje plany, poszerza horyzonty swojej wiedzy. A w pracy ciągle zwracają się do niego osoby po ciężkich urazach, którym stara się pomóc również jako psycholog.
Obecny na uroczystości w kompleksie „Dąbrówka” Adam Nowak zaśpiewał z zespołem Ajagore „I tak warto żyć”. Utwór był tłem do jednego z reportaży telewizyjnych o Januszu. Z minirecitalem wystąpiła znajoma jubilata, Marta Król, znakomita wokalistka jazzowa, mająca na koncie pięć płyt, nominowana m.in. do nagrody „Fryderyk”. Goście składali Januszowi gratulacje, życzenia wszelkiej pomyślności. Dziękowali mu również za to, że jego postawa stanowi dla nich inspirację. A on – elegancko ubrany – słysząc te słowa, promieniał radością i delikatną dumą. Był wyraźnie usatysfakcjonowany z roli gospodarza przyjęcia.
Jednym z najbardziej oryginalnych prezentów dla jubilata był voucher na rejs po Odrze. Janusz otrzymał go od Roberta Chojnackiego z wydawnictwa „Otwarte”. Z kolei przyjaciele motocykliści z Bielska-Białej ofiarowali mu voucher do Cavantina Hall, tamtejszej filharmonii. Wśród gości znaleźli się również: Adam Gorol, prezes JSW Jastrzębski Węgiel, Leszek Dejewski, legenda jastrzębskiego klubu, obecnie II trener siatkarskiego zespołu, Janusz Kalisz, prezes Klubu Kibica JSW, a także wiceprezes Fundacji Ochrony Zdrowia i Pomocy Społecznej, Robert Piekarski. To dzięki tej organizacji, w roku 1999, Janusz pozyskał pierwszy domowy respirator i mógł opuścić OIOM. Natomiast od Pawła Gruczy z TVP Katowice jubilat dostał replikę medalu igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Krążek należał niegdyś do zmarłej tragicznie dziennikarki Brygidy Frosztęgi-Kmiecik, która zrealizowała pierwszy telewizyjny reportaż o Januszu.
Trudno wymienić wszystkich znakomitych gości tego urodzinowego przyjęcia. Przez lata wsparło Janusza wiele osób oraz instytucji. Jednak gdyby nie jego wola walki, praca nad sobą, chęć zdobywania wiedzy oraz doświadczeń, nie mógłby tak owocnie formować własnej codzienności.
– Każdy człowiek, jeśli tylko chce, może kształtować swoje życie, przekraczać lęki oraz poczucie bezradności. Nie należy narzekać, skupiać się na tym, czego nie mamy, i „podkręcać” w głowie złych myśli. Nie pielęgnujmy w sobie poczucia deficytu. Sztuka dobrego życia polega na cieszeniu się drobnostkami. Dostrzegajmy dobre rzeczy, które dzieją się w naszej codzienności – radzi jubilat.
Wojciech Szczawiński
Może Cię zainteresować
Teledysk „Bracka”
Nie opadły jeszcze emocje półfinałowego koncertu w Ogrodzie Botanicznym UJ. A już następnego dnia, 11 maja, dwanaścioro finalistów 17. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki zjechało do siedziby Radia Kraków. Stanęli tam u boku Grzegorza Turnaua, by nagrać teledysk i zaśpiewać kultową „Bracką”.
Niech usłyszy świat
15 czerwca, na Rynku Głównym w Krakowie, odbędzie się koncert „Dziękuję, że jesteś”. W wydarzeniu – dedykowanym opiekunom osób z niepełnosprawnościami – wystąpią finaliści 17. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki oraz: Tatiana Okupnik, Kamil Czeszel, Adam Nowak, Daria Barszczyk i Joszko Broda. Koncert poprowadzą Anna Dymna i Piotr Polk.