Aktualności
Cud śpiewania
14-letnia Ania Dąbrowska zachwyciła wokalnym talentem nie tylko jurorów, zakończonej niedawno, drugiej edycji programu „The Voice Kids”. Mocnym, przejmującym brzmieniem oczarowała przede wszystkim telewidzów. To oni, w esemesowym głosowaniu, zdecydowali o zwycięstwie pochodzącej z Wesołej na Podkarpaciu zwyciężczyni 11. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
Sukcesy Ani to również zasługa jej wspaniałych, wspierających rodziców. O rozmowę poprosiliśmy tatę – Jarosława Dąbrowskiego, który od lat, chorej na mukowiscydozę, córce towarzyszy podczas występów.
– Piosenka „Małe skrzydła” Aniki Dąbrowskiej ma już na YouTube ponad dwa miliony odsłon. Kiedy Pan dostrzegł, że śpiew to pasja córki?
– Ania zaczynała od występów na szkolnych akademiach, w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Jej talent odkryła wychowawczyni, nauczycielka muzyki. Zaczęła zachęcać córkę do udziału w różnych konkursach wokalnych, najpierw gminnych, potem powiatowych. W 2015 roku, kiedy Ania była 10-latką, wysłaliśmy zgłoszenie do Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. W finale tego konkursu córka zaśpiewała w duecie z Grzegorzem Hyżym. Przeżyła wtedy niezwykle radosne chwile.
– Gdy, w 2005 roku, organizowano pierwszą edycję Festiwalu Zaczarowanej Piosenki – nawet wśród ekspertów – pojawiały się stwierdzenia, że tego rodzaju konkurs nie jest właściwy, ponieważ osób chorych oraz niepełnosprawnych nie powinno narażać się na stres związany z rywalizacją.
– To nieprawdziwa i krzywdząca opinia. Pokochaliśmy ten festiwal już na etapie eliminacji półfinałowych. Zauważyłem, jak, dzięki niemu, Ania rozwija się i otwiera na świat. Tamten czas nie był dla niej łatwy. Zaczęła być wtedy bardziej świadoma swojej choroby. Czuła się również odrzucona przez klasę, ponieważ koledzy nie bardzo wiedzieli, jak zachowywać się wobec osoby chorej na mukowiscydozę. Festiwal Zaczarowanej Piosenki pozwolił Ani odbudować wiarę w siebie i poczucie własnej wartości. Poczuła się akceptowana przez otoczenie. Do dzisiaj córka powtarza, że gdyby nie wygrana w tym konkursie, to nie wiadomo, jak potoczyłyby się jej losy. W 2014 roku zapisaliśmy ją do Centrum Sztuki Wokalnej w Rzeszowie, by mogła się rozwijać, co przyniosło szybki sukces na Festiwalu Zaczarowanej Piosenki w Krakowie.
– Czy nie miał Pan obaw, że udział Ani w telewizyjnym programie „The Voice Kids” może okazać się dla niej zbyt wysoko postawioną „poprzeczką”?
– Nie. Festiwal Zaczarowanej Piosenki otworzył przed córką nowe przestrzenie. Wzięła potem udział w festiwalach w Monachium i Hanowerze. Rok po zwycięstwie na krakowskim Rynku zaśpiewała też w preselekcji do dziecięcej Eurowizji. Zajęła trzecie miejsce. Te zdarzenia bardzo ją „uskrzydliły”. Również ja nabrałem przekonania, że idziemy we właściwym kierunku. Ania spełnia swojej marzenia. Marzyła o wygraniu Festiwalu Zaczarowanej Piosenki i tego dokonała. Marzyła o zwycięstwie w „The Voice Kids” – stało się. Bardzo chciała nagrać płytę – mamy kontrakt z Universalem. Teraz marzeniem Ani jest wygranie dziecięcej Eurowizji.
– Ale zdaje Pan sobie sprawę, że świat show-biznesu łatwy nie jest?
– Z jednej strony – odczuwam pewien niepokój, z drugiej – jestem spokojny, ponieważ mam głęboką pewność, że Ania robi to, co kocha. Będziemy więc próbować działać tak, by reguły rynku muzycznego nadmiernie córki nie obciążał i żeby, mimo choroby, mogła dalej muzycznie się spełniać.
– Rozumiem, że nie jest Pan jednym z tych rodziców, którzy „pchają” swoje pociechy w światła reflektorów, bo pragną, by stały się gwiazdami.
– Nic z tych rzeczy. Zawsze kierowała mną jedynie pasja córki, rozumienie, że śpiew ją rozwija i daje jej ogrom satysfakcji. Zresztą zdarzyła się sytuacja, którą można traktować w kategorii cudu. W roku 2016, tuż przed wyjazdem na festiwal do Monachium, Ani przytrafiła się bardzo poważna infekcja. W perspektywie miała trzy tygodnie bądź miesiąc pobytu w szpitalu oraz leczenie silnymi antybiotykami. Proszę sobie wyobrazić, że moje dziecko tak bardzo chciało zaśpiewać w Niemczech, tak mocno walczyło, że kiedy – po czterech dniach – zrobiono kolejne badania, okazało się, że zakażenia bakteryjne się cofnęły. Ania zaśpiewała w Monachium.
– Może to był cud.
– Podejrzenie, że pomylono albo podmieniono próbówki okazało się chybione. Pomyślałem wtedy, że jeśli śpiewanie ma dla Ani uzdrawiającą moc, to wchodzę w to cały. Całym sercem, umysłem i duszą.
– Kiedy dowiedział się Pan o chorobie córki?
– Gdy miała pięć lat. Na mukowiscydozę choruje też młodsza siostra Ani. W chwili jej urodzenia robiono już na Podkarpaciu pierwsze badania przesiewowe w kierunku tej genetycznej choroby. Poddaliśmy im więc zarówno Anię, jak i jej brata. Zresztą Ania miała problemy ze zdrowiem znacznie wcześniej. Była wtedy po czterech albo pięciu operacjach. Nikt nie mówił o mukowiscydozie, bo badania nad nią nie były jeszcze rozwinięte. Początkowo sugerowano przepuklinę mózgu bądź chorobę nowotworową.
– Jak Państwo radzą sobie w codzienności?
– Kiedy dowiedzieliśmy się z żoną o chorobie obu córek, przeżyliśmy traumę. Było to tak mocno wstrząsające doznanie, że musieliśmy się „odbić od dna”, by móc dalej normalnie funkcjonować. Nauczyliśmy się żyć i cieszyć chwilą obecną. Jesteśmy postrzegani jako radosna rodzina. Tak jest w istocie, ponieważ cieszymy się tym, że nadal możemy być razem.
Rozmawiał Wojciech Szczawiński
Może Cię zainteresować
Magiczna więź
Gośćmi jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będą genetyczni bliźniacy: Krzysztof Włostowski i Agnieszka Peglan-Goszka. Pan Krzysztof chorował na ostrą białaczkę szpikową.
Odczarowywanie niepogody
Wczorajsze przedpołudnie spędziliśmy w podkrakowskiej „Dolinie Słońca”. Dzieliliśmy się poezją. Kolejna edycja wierszobrania zaowocowała pięknymi, zabawnymi, ale i wzruszającymi słowami. Wraz z gośćmi z zaprzyjaźnionych ośrodków oraz szkół skutecznie odczarowaliśmy niepogodę za oknami.