Od Anny Dymnej

Anna Dymna o szczęściu

„Szczęście” – to piękne słowo powtarzamy często. Używamy go zawsze, gdy składamy komuś życzenia w urodziny czy na Nowy Rok. Zastanawiam się, kiedy zaczęłam naprawdę myśleć, co to słowo znaczy, i czy ja jestem szczęśliwa. Gdy byłam młoda, zgrabna, zdrowa, sprawna, silna, gdy z impetem i powodzeniem wchodziłam w zawód otoczona tłumem ludzi, przyjaciół, wielbicieli, gdy byłam zakochana i kochana, nigdy nie zastanawiałam się, czy jestem szczęśliwa.

Biegłam do przodu, pracowałam dzień i noc, bawiłam się i spotykałam z ludźmi… po prostu żyłam i nie analizowałam pojęcia „szczęście”. Nie miałam takiej potrzeby ani czasu. Dopiero gdy skończyłam 27 lat, kiedy nagle zaskrzypiała oś ziemska i zadrżało moje życie , gdy przeżyłam pierwsze tragedie, musiałam zatrzymać się na chwilę i odkryłam nagle wiele rzeczy. Wtedy dopiero zaczęłam widzieć i nazywać swoje szczęścia. To są, oczywiście, moje odkrycia. Takie odkrycia zostały znalezione i opisane przez wielkich myślicieli, filozofów, poetów. Ale nagle te wszystkie maksymy, sentencje, powiedzenia, mądrości, które jeszcze niedawno brzmiały dla mnie jak slogany i słowa wielkie na wyrost, stały się dla mnie oczywiste, proste i zrozumiałe – moje. Odkryłam wbrew wszelkiej logice zdarzeń, że jestem szczęśliwa i bogata i że nikt mi tego nigdy nie zabierze… może tylko śmierć.A przecież poddawana jestem wszystkim stratom, tragediom; dotyka mnie przemijanie, odchodzenie bliskich, walczę z różnymi zdrowotnymi problemami, z bólem i niedogodnościami wieku, z przemijaniem mojego pokolenia, z przewartościowaniem moich prawd, ze zmianami czasów. A jednak właśnie teraz wiem, że jestem szczęśliwa. Odkryłam, że szczęście jest we mnie, że jest to siła, którą dostałam od innych, ale też, na którą pracowałam sama całe życie.Co takiego odkryłam?

SZCZĘŚLIWE DZIECIŃSTWO

Jestem szczęśliwa, bo miałam wspaniałe dzieciństwo. Właśnie ono dało mi szansę, podstawy, fundament, na którym mogłam budować i nadal buduję swoje życie. We wszystkich trudnych chwilach wspomnienia dzieciństwa dają mi siłę. Pamiętam wszystko: rozmowy z Mamą, wspólne wycieczki po górach i cotygodniowe wypady z namiotami nad Rabę i Dunajec, łowienie ryb z Tatą, każde święta pełne domowych zajęć, rozgrywki w chińczyka i inteligencję, każde wakacje na polach namiotowych nad morzem , robienie przetworów na cały rok, gotowania z Mamą, lepienie setek pierogów, niedzielne seanse kinowe z Tatą i Braćmi, smak czekolady z orzechami laskowymi, którą dostawałam raz w roku na imieniny, szaleństwa na podwórku z Braćmi i Kolegami… Pamiętam wszystko! Nawet popołudnia niedzielne, gdy w półmroku pokoju siedziałam z Mamą na tapczanie, słuchałyśmy radia, Ona piła kawę, a ja czesałam jej czarne włosy. Pamiętam każdą rozmowę, swoje pytania i odpowiedzi Mamy, każdy moment, ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Nie mieliśmy dużo pieniędzy, wszystko robiliśmy sami… Tata był złotą rączką i umiał robić wszystko od zegarka, po pralkę, piekarnik, odkurzacz. Mama sama szyła, robiła na drutach, gotowała wspaniale, zapełniała spiżarnię wszystkimi zapachami lasów, sadów, ogrodów. Jako dziecko, we wszystkim brałam udział, wszystkiego uczyłam się od Rodziców i nigdy nie podejrzewałam nawet, że takie dzieciństwo to najlepsza droga i szansa do odkrycia radości i prawdziwego szczęścia. Mimo że moi Rodzice umarli wiele lat temu, są ze mną zawsze i naprawdę żyją póki ja będą żyła. Tak, to Oni dali mi podstawę, szansę, bym mogła odkryć szczęście.

MIŁOŚĆ

„Miłość jest wszystkim co istnieje” – to słowa poetki, Emily Dickinson.

MIŁOŚĆ DO ŻYCIA

Rodzice uczyli mnie miłości do życia, zachwytu nad światem. Mama odkrywała przede mną i tłumaczyła największe tajemnice sensu istnienia: podczas wypraw do lasu, podglądania ptaków i pracy mrówek w mrowisku. Opowiadała bez wielkich słów o tym, że na świecie wszystko jest po coś, że życie jest skarbem i szansą…Dopóki umiem zachwycać się wschodem i zachodem słońca, dopóki codziennie, bez względu na sytuację, cieszę się, że budzę się rano i nastaje nowy dzień, dopóty będę szczęśliwa. A uczę się tego całe życie od wielu ludzi. Odkryłam, że szczęściem jest fakt, iż oddycham, że mam dwie ręce i umiem chodzić. Uzmysłowili mi to ludzie, którzy już nie chodzą, nie mogą ruszać rękami, nie potrafią sami oddychać. Oni nauczyli mnie cieszyć się małymi rzeczami i chwilami. Dali mi siłę do tego, by przezwyciężać ból i nigdy nie załamywać się w trudnych chwilach. Mogę śmiało powiedzieć, że kocham życie i jestem właśnie z tego powodu szczęśliwa.

MIŁOŚĆ DO LUDZI

Człowiek jest dobry i wspaniały, tylko czasem o tym nie wie. Tak mówiła moja Mama. Wciąż sprawdzam, czy miała rację. Ale wiem jedno: że dla człowieka najlepszym schronieniem i szczęściem jest drugi człowiek. Wiem też, że największym cierpieniem naszych czasów jest samotność.

PRZYJACIEL

Gdy człowiek ma Przyjaciół, gdy potrafi im wierzyć i ufać , przebaczać i wspierać, to czuje się zawsze potrzebny i szczęśliwy.

NAJBLIŻSZA SERCU OSOBA

Oczywiście ważne jest, by znaleźć swoją drugą połowę, by komuś ofiarować swoje uczucia. Całe życie kocham Mężczyznę. Moja pierwsza, wielka miłość, Mąż Wiesław Dymny umarł 34 lata temu. Ale ta miłość trwa, nie przemija. On jest ze mną przez cały ten czas. Pomaga mi i wspiera. Miłość jest silniejsza niż śmierć. Teraz już to sama wiem. Myślę, że Wiesiu czuwa z góry nad tym, bym była szczęśliwa. I jestem. Nigdy nie byłam sama. Kocham i jestem kochana, choć żadnej miłości nie można porównywać i mierzyć centymetrem ani termometrem. Myślę, że gdyby nie Dymny, nigdy nie byłabym taka, jaka jestem, i nigdy nie potrafiłabym tak kochać . Myślę, że mój obecny Mąż też ma szczęście. Nigdy nie kocha się, by coś osiągnąć, zdobyć, by się wzbogacić, nie kocha się po coś. Kocha się, bo się kocha i już!

DZIECKO

Zawsze chciałam mieć dzieci. Mam zawód, który potrafi pochłonąć całkowicie, bardzo zaborczy i zazdrosny o inne miłości. Można się w nim zatracić. Zofia Jaroszewska, moja wielka Przyjaciółka i wielka przedwojenna jeszcze Aktorka zawsze mi powtarzała: „Aniu, pamiętaj, musisz mieć jakąś miłość poza zawodem, musisz mieć dziecko, by poznać, co ważne i ważniejsze, by uzyskać harmonię w życiu”. Teraz już wiem, że miała rację. Mam syna. Wprawdzie jedynego, ale, mimo przeciwności losu, sama go urodziłam. Dziecko to obowiązek, odpowiedzialność. To nieprzespane noce, wiele zmartwień i lęków. Ale jakie to szczęście! Nabrałam dystansu do wielu rzeczy, uspokoiłam niepewności wyborów, poczułam się naprawdę na zawsze potrzebna. W dodatku dziecko odświeża spojrzenie na świat. Przypomina o wielu pięknych rzeczach, o których człowiek, biegnąc przez życie, zapomina, które depcze i uważa za mało ważne. Ten moment, gdy zobaczyłam mojego Michała po raz pierwszy, był prawdziwym szczęściem. I moment ten trwa nieprzerwanie już 26 lat. Znam kobiety, które nie mogą urodzić dzieci, ale są matkami i też są szczęśliwe. Wychowywać małego człowieka, uczyć go chodzić po ziemi, uczyć kolorów i smaków życia to wyzwanie i spełnienie prawdziwego szczęścia. I z tego powodu jestem szczęśliwa. I jest szansa, że mój syn przeniesie to szczęście dalej poza moje życie.

PODOPIECZNI

Odnalazłam też szczęście tam, gdzie go w ogóle nie szukałam. Wśród ludzi niepełnosprawnych intelektualnie, wśród chorych i niepełnosprawnych Przyjaciół. To się tak jakoś samo stało, bez kalkulacji, wyrachowania, szczególnych wyborów i decyzji. Poznałam Ich pewnego dnia, „przytulili mnie” i nigdy już nie mogłam o nich zapomnieć. Zobaczyłam Ludzi, którzy żyją tak blisko, którzy są bezradni i czyści jak dzieci, a o pomoc nawet nie umieją poprosić. I tak już przy Nich zostałam. Gdy Im pomagam, gdy widzę uśmiech na Ich twarzach, to czuję gdzieś tam w środku, że jestem naprawdę szczęśliwa. Oni odkryli przede mną całe nowe światy wrażliwości, potrzeb, zdumiewającego piękna. Zauważyłam, że jestem szczęśliwa, gdy mogę Im być w czymkolwiek potrzebna. Po kilku latach doszłam nawet do tego, że pomagam Im po to, by zrobić coś ważnego dla siebie, by poczuć szczęście. Może to jakoś dziwnie brzmi. Ale to prawda!

WAŻNE SPOTKANIA I CHWILE

Mam jeszcze jedno szczęście. Przez całe prawie życie spotykam wspaniałych ludzi. Są wśród nich wielcy aktorzy, poeci, pisarze, muzycy, wokaliści, reżyserzy, filozofowie, ale też nikomu nieznane, proste i niezwykłe zwyczajne osoby. Kolekcjonuję spotkania, rozmowy z nimi. Pamiętam wiele ich mądrych słów, a chwile spędzone z nimi to prawdziwe chwile szczęścia. Nie wiem, dlaczego tak ważne są dla człowieka te pozornie mało istotne momenty; dlaczego obiad z Czesławem Miłoszem na moim tarasiku w Rząsce i rozmowa o kotach i drzewach powraca do mnie przez wiele lat w najmniej oczekiwanych momentach, wspomnienia rozmów z Jurkiem Bińczyckim podczas grzybobrania w lasach gdzie kręciliśmy „Znachora”, spotkania z Janem Kottem, chwile z Władysławem Hańczą, każda praca z Gustawem Holoubkiem, ale też bajania starej babuleńki z Drogini czy spotkania w szpitalu z nieżyjącym rozmówcą z programu „Spotkajmy się” chorym na mukowiscydozę pamiętam jakby były przed godziną. Tak samo krótka zaduma przed „Słonecznikami” Van Gogha , obraz rozgwieżdżonego nieba sierpniowego czy wielkiej migracji zwierząt w Kenii, spektakl w teatrze czy dobry film dziwnie odmienia moje życie. Jakie to szczęście, że nauczyłam się kolekcjonować te skarby. Dzięki takim zbiorom pamięci czuję się szczęśliwa. Już na zawsze. W dodatku nauczyłam moją pamięć zapominać rzeczy złe i tragiczne, tak zapominać, by je znać ale by nie bolały i nie wywoływały nienawiści, żądzy zemsty i pryszczy złości na twarzy.

PRACA

Gdy zastanawiam się, kiedy i gdzie czuję się naprawdę szczęśliwa, to niezmiennie od czterdziestukilku lat myślę o scenie i teatrze. Tak. Tam czuję się bezpiecznie, na swoim miejscu – to jest mój azyl. Tu przeżyłam chwile największej radości, największego napięcia, największego szczęścia, wzruszenia, wolności. Tu czuję się potrzebna przez tyle lat! Na scenie słyszę oklaski, które sprawiają, że serce nie pęka z wysiłku i ogarnia mnie chwila szczęścia. Już w Biblii napisane jest, że człowiek tym różni się od innych istot, że może się cieszyć z pracy swojej. Adam z Ewą zgrzeszyli kiedyś w Raju i sprawili, że musimy pracować w pocie czoła. Jakież to szczęście, gdy praca daje ci satysfakcje, sprawia przyjemność. Mnie sprawia ogromną. Jestem więc szczęściarą.. O szczęściu mogłabym pisać godzinami. Pracuje nad nim całe życie, prowokuję je, walczę o nie, staram się na nie zasłużyć, uczę się dostrzegać je w małych rzeczach, w ludziach, w tym, co dokoła. Im więcej lat mija, tym wyraźniej widzę, że jestem wybrańcem losu . Zdaję sobie z tego sprawę i coraz częściej się uśmiecham. Życie jest jedno i piękne. Moim obowiązkiem i każdego człowieka jest być szczęśliwym. I wiem, jak dużo zależy ode mnie. Bo szczęście tak naprawdę mam w sobie. Muszę je tylko wydobyć na światło dzienne… a to, co mnie spotyka daje mi szansę, by je w sobie odnaleźć. Teraz mi siedzi przy komputerze czarny kocur Haszysz i udaje myszkę. Mruczy, widać jest szczęśliwy. Od niego też się uczę szczęścia.

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz
Create a Mobile Website
View Site in Mobile | Classic
Share by: