Od Anny Dymnej
Anna Dymna: „Przystań Ocalenie”
W samo południe, w mglisty wrześniowy dzień, znalazłam się w miejscu, które powinien zobaczyć każdy. Zwyczajna wieś pod Tychami na Śląsku. Z nieba pada gęsta drobniutka mżawka... pejzaż prawdziwie jesienny. Zjeżdżamy z asfaltu i droga prowadzi nas w zabudowania „Przystani Ocalenie”.
Jedziemy wśród ogrodzonych pastwisk, na których pasą się zwierzęta, konie, krowy. Wysiadamy z samochodu. Witają nas młodzi ludzie – adwokaci zwierząt – oraz szef „Przystani”... Miła pani proponuje kawę. Ale zostajemy na podwórku. Witają nas psy radosnym szczekaniem i bardzo wesołymi ogonami, co chwilę zbliża się jakiś kot i łasi się do ręki. Stajnie, stajenki, obory, stodoły, silos.... Widać, że wiele tu jeszcze do zrobienia, wyremontowania. Jest czysto i jakoś tak dziwnie łagodnie, życzliwie. Ogarnia mnie dziwny spokój. Po chwili niczemu się już nie dziwię. Te wszystkie zwierzęta są uratowane od niechybnej, okrutnej śmierci. Będą tu żyły w spokoju, czyste, nakarmione, szczęśliwe aż do naturalnego odejścia. Skazane na niebyt, na zagładę przez człowieka tylko dlatego, że swoje już zrobiły, że nie są już tak wydajne, że ich młodość i sprawność przeminęła – zostały uratowane przez innego człowieka. Bo ludzie są różni. Arthur Schopenhauer napisał kiedyś: „Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt, ten nie może być dobrym człowiekiem”.
„Przystań Ocalenie” stworzyli ludzie dobrzy. Ponad godzinę rozmawiałam przed kamerą z młodymi osobami na temat stosunku człowieka do zwierząt, na temat roli naszych „małych braci” życiu... Mogłabym mówić na ten temat wiele godzin. Nie wyobrażam sobie bowiem mojego życia bez moich przyjaciół sierściuchów... bez Czaczy, Haszysza, Księcia, Hamleta. To są moi powiernicy, terapeuci, rozśmieszacze. Znają moje tajemnice, potrafią zawsze zrozumieć, uspokoić, uczą mnie całe życie najważniejszych spraw... wierności, lojalności, konsekwencji w działaniu, ufności, sprawiedliwości, uczciwości, radości. Zawdzięczam im więcej niż sobie to uświadamiam. Moja Czacza skończyła właśnie 15 lat. Patrzę na nią z rozczuleniem i uczę się szacunku do starości, cierpliwości, wyrozumiałości... Widzę w niej siebie za kilka lat. Kocham ją bardzo choć to przecież tylko stary, już mało sprawny kot. I wiem już od lat, że dom, w którym żyją szczęśliwe zwierzęta, zasługuje na miano dobrego domu. A przecież chcemy żyć w domach szczęśliwych, prawda? Przez całe życie odkrywam, że zwierzęta nas uczłowieczają. I jeśli chcemy, by nasz świat był lepszy, powinniśmy je szanować. One przecież mają takie same prawa do świata jak ludzie i świat do nich tak samo należy – jak pisał Wiesław Myśliwski.
Zaskoczyło mnie pytanie zza kamery: „Proszę pani, wiele ludzi twierdzi, że tylu ludzi potrzebuje pomocy, po co więc zajmować się zwierzakami?”. Zdałam sobie sprawę, że może dlatego, że kiedyś, jako dziecko, uratowałam małego ptaszka, który wypadł z gniazdka, że poczułam wdzięczność uratowanego zmasakrowanego przez kogoś kota... Może dlatego teraz, jako dorosła, osoba ośmieliłam się pomagać ludziom. A siły do tego pomagania dają mi też moje zwierzęta.
„Przystań Ocalenie” to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam w życiu. Mam nadzieję, że znajdą się bogaci i dobrzy ludzie, którzy pomogą prowadzić to miejsce. Józef Baran napisał wiersz o kotach i nazwał je tajemniczym mianem „agentów Pana Boga”. Myślę, że, dzięki „Przystani Ocalenie”, Pan Bóg otrzymuje od swoich „agentów” piękne raporty o człowieku. Mam nadzieję, że kiedyś pojadę do Przystani z moimi podopiecznymi z Radwanowic. Te osoby, niepełnosprawne intelektualnie, kochają zwierzęta po prostu, odruchowo i każde ich spotkanie jest prawdziwą radością.
Dziękuje za zaproszenie!