Od Anny Dymnej
Słowo „kryzys” traci moc
Wczoraj do Anny Dymnej, która właśnie jechała samochodem, zatelefonował dziennikarz „Metra”. Zapytał, co radziłaby polskiemu rządowi w kwestii negocjowania i pozyskiwania funduszy z Unii Europejskiej.
-
Anna Dymna i Piotr Polk w trakcie konceru wieńczącego 9. Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko”
Pubikujemy odpowiedź naszej Szefowej, którą odesłała do redakcji „Metra” po dokonaniu autoryzacji.
– Nie mogę i nie będę udzielać rad rządowi, jak ma negocjować fundusze z UE – zaznaczyła na wstępie Anna Dymna. – Nie ośmieliłabym się mądrzyć. Lepiej znam się na poezji. Ale mogę opowiedzieć panu, jak ja zdobywam pieniądze dla moich podopiecznych. Zawsze wskazuję konkretny cel. Człowiek, którego proszę o wsparcie, musi wiedzieć, na co przeznaczę jego pieniądze. Musi być pewien, że wydam je sensownie. Muszę mieć na to dowody. Muszę rozliczyć się z każdego grosza. Muszę być krystalicznie czysta i przejrzysta. Dlatego i ja, i pracownicy mojej Fundacji ciężko pracujemy, żeby swoją pracą udowodnić, że udaje się nam naprawdę działać celowo, konkretnie i choć trochę zmieniać nasz świat na lepszy. Nawet najpiękniejszymi słowami nikogo się nie przekona, tylko czynami. Ludzie muszą widzieć efekty, być przekonani, że nic nie zmarnowałam, że udało się komuś pomóc, kogoś uratować, komuś odmienić życie i uczynić je godniejszym. No i że otrzymane pieniądze nie tylko pomnożyłam, ale i zamieniłam w czyjś uśmiech. Gdy ludzie to widzą, wtedy pomagają. I wcale nie trzeba wtedy żebrać o pieniądze.
Jak prosić o pieniądze? W dobrej atmosferze, bez jakichś przymusów, zawstydzań, prowokacji moralnych. Pomaganie z własnej, dobrej woli ma prawdziwą siłę i wartość. Trzeba też udowadniać, że nawet jedna nieśmiała złotówka może mieć siłę milionów. Trzeba pokazywać darczyńcom, że są ważni, że naprawdę każdy człowiek jest bardzo potrzebny i może zmieniać świat na lepszy. I najważniejsze: z radością dziękować za pomoc!
A jak prosić w kryzysie? Na świecie funkcjonują takie mechanizmy, w których i pomagający, i ten, któremu się pomaga, jest zadowolony, wszyscy zyskują, nikt nie traci. To możliwe. Poza tym szybko zauważamy, że naprawdę warto pomagać, bo gdy wokół nas ludzie są szczęśliwsi, nam też się lepiej żyje. Straszenie, szantaże moralne, zawstydzanie, epatowanie nędzą nic nie dadzą. Wszelki krzyk rodzi tylko bunt , odmowę i krzyk jeszcze głośniejszy. By namówić kogoś do współdziałania, konieczne jest zaufanie i życzliwość. Tego nam dziś potrzeba jak tlenu. Wtedy nawet słowo «kryzys» traci swoją moc i wszystko się udaje.