Bieżące

Spotkania Anny Dymnej

„Spotkanie dodało nam siły i wiary w to, że nie jesteśmy sami. Rodzice poczuli wspaniałą więź i odczuli wielkie ciepło oraz świadomość, że istnieją ludzie, którym los ich dzieci nie jest obojętny” – napisał Marcin Maćkowiak, dyrektor OREW Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Wołominie.

Pod koniec ubiegłego tygodnia, w ramach działalności społecznej, Anna Dymna odwiedziła Ośrodek Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczy Polskiego Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Wołominie i Dom Pomocy Społecznej im. Św. Franciszka Salezego w Warszawie. Skorzystała także z zaproszenia członków ursynowskiego klubu abstynenckiego „Przebudzenie”, w których towarzystwie obejrzała film „Tylko strach”, a potem rozmawiała z nimi o alkoholizmie. Anna Dymna połączyła spotkania z nagrywaniem w Warszawie, dla TVP Kultura, programu poświęconego pracy artystycznej Anny Radwan.

Otrzymaliśmy e-mail od Marcina Maćkowiaka, dyrektora Ośrodka Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczy Polskiego Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Wołominie. W korespondencji nadmienia on m.in., jak dramatyczny los spotyka podopiecznych jego placówki.

Pani Anna Dymna, jako jedna z nielicznych osób znanych, zajmuje się problematyką osób z niepełnosprawnością intelektualną. Pomimo swojej ogromnej popularności, zajmuje się tymi najsłabszymi, o których czasami wszyscy zapominają. Chcieliśmy, aby pani Anna podniosła na duchu rodziny naszych wychowanków, przekazała pozytywne emocje związane z opiekę, rehabilitacją, jak również przedstawiła kilka istotnych informacji: że człowiek nie pozostaje sam, że, mimo przeciwności losu, jest zawsze ktoś, kto wyciągnie pomocną dłoń. Trzeba tylko umiejętnie odnaleźć takie osoby. Nasza placówka OREW, czyli Ośrodek Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczy, prowadzona jest przez Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Wołominie ­­– to rzesza rodziców, którzy oddają w opiekę swoje dzieci z niepełnosprawnością na kilka godzin do naszego ośrodka. 

Spotkanie z panią Anną Dymną przebiegało w bardzo przyjaznej i miłej atmosferze, mimo naszych trudnych warunków lokalowych (o których polepszenie walczymy od wielu lat). Obecni byli wychowankowie zespołu rewalidacyjno-wychowawczego (20 wychowanków) oraz zespołu edukacyjno-terapeutycznego i oddziału przysposabiającego do pracy, a także personel pedagogiczno-terapeutyczny, wszyscy pracownicy Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym Koło w Wołominie, a także rodzice naszych wychowanków, jak i członkowie naszego stowarzyszenia. Spotkanie dodało nam siły i wiary w to, że nie jesteśmy sami. Rodzice poczuli wspaniałą więź i odczuli wielkie ciepło oraz świadomość, że istnieją ludzie, którym los ich dzieci nie jest obojętny. Obecność pani Anny i jej wsparcie duchowe dało nam ogrom pozytywnej energii. 

Nasi wychowankowi realizują obowiązek szkolny i obowiązek nauki od 3. do 25. roku życia. Niestety, po tym czasie los każdego z nich jest bardzo ciężki. Większa część, po skończonej edukacji u nas, pozostaje w swoich domach rodzinnych, ponieważ brakuje miejsc albo i po prostu nie ma takich miejsc, gdzie mogliby pójść dalej. Często zdarza się, że rodzice nie są w stanie zajmować się codzienną 24-godzinną opieką swoich dzieci i trafiają do domu pomocy społecznej. Ostatnio jeden z naszych wychowanków został oddany do takiej placówki, bo rodzina (z powodu wieku podeszłego i chorób dodatkowych) nie była w stanie zapewnić dla niego opieki w domu. Był tam tylko 3 tygodnie. I zmarł .... Możemy tylko przypuszczać, jak ważną i ogromną rolą odgrywa więź rodzinna, a także środowisko, w którym dziecko (wychowanek) przebywało większość swojego życia. Uczęszczał do nas ponad 15 lat.

Zapraszamy na naszą stronę: www.psouu.waw.pl .

Łączę wyrazy szacunku i najserdeczniej pozdrawiam

Marcin Maćkowiak - dyrektor OREW
Ośrodek Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczy (OREW) 
Polskie Stowarzyszenie na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym 
Koło w Wołominie 

Podsumowując swoje wizyty Anna Dymna stwierdziła:

– Takie spotkania to dla mnie najtrudniejsze i najważniejsze wyzwania i chwile. Dają mi bardzo wiele do myślenia. Jest w nich dla mnie coś niesłychanie budującego, wzruszającego i  przerażającego zarazem. Oczywiście to wspaniale, że istnieją miejsca, gdzie ludzie , którzy nie mogą sobie sami poradzić w życiu otaczani są przez innych opieką.  Podczas tych spotkań dotykam prawdziwego cierpienia, spraw najtrudniejszych, bywa, że po raz pierwszy. Często nie wiem jak się zachować, co robić, co mówić… słowa tracą sens i moc.  Piękne chwile przeżyłam w trakcie spotkania z przewlekle chorymi seniorami podopiecznymi Domu Pomocy Społecznej im. Św. Franciszka Salezego w Warszawie, którym czytałam wiersze księdza Jana Twardowskiego, i z abstynentami z klubu „Przebudzenie”. Ale nie wiem na przykład, jak poradzić sobie z uczuciami po wizycie w dziennym ośrodku terapeutyczno-rehabilitacyjnym  dla głęboko upośledzonych dzieci w Wołominie. Niestety po ukończeniu dwudziestu pięciu lat, muszą one opuścić tę placówkę i pozostawione będą bezradnym, zrozpaczonym rodzicom. Od państwa w tym mieście nie otrzymają żadnej pomocy. „ Jak sobie poradzimy? Dlaczego tak jest? Co zrobić  – pytali tuląc swoje dzieci i patrząc mi z rozpaczą w oczy. Mam całkowicie rozdarte serce. Od lat zajmuję się takimi bezradnymi, samotnymi dorosłymi niepełnosprawnymi intelektualnie osobami.  Wiem jacy są zagubieni, ile wysiłku wymaga opieka nad nimi. Zawsze podkreślam, że należy ich kochać, otaczać troską, że są dla społeczeństwa prawdziwym sprawdzianem człowieczeństwa. Kiedy słucham rodziców niepełnosprawnych dzieci, którzy  nie wiedzą, co robić, bo nie mają żadnego wsparcia, to coś się we mnie burzy.  Są prawdziwymi bohaterami … ale dlaczego choć tak pięknie wzywa się ich do bohaterstwa zostawia się ich potem z nieuleczalnie chorymi dziećmi  bez wsparcia na obrzeżach życia.  Jak dawać im nadzieję, poczucie sensu ich pełnego poświęcenia i cierpienia życia? Przecież słowa nie wystarczą. Gdy poznaję ich losy to   wszystkie te niekończące się dyskusje, czy mają się rodzić dzieci bez nerek, bez mózgów i tak dalej, są dla mnie jednym z największych okrucieństw tego świata. Oczywiście każdy ma racje i mocne argumenty ze swojego punktu widzenia. Nie biorę udziału w tych dyskusjach, bo mądrych dyskutantów jest wystarczająca ilość, a z tych lawin słów niestety nic nie wynika . Może komuś wydaje się to proste, bo nie styka się z tymi chorymi, bezradnymi ludźmi, którzy przecież żyją, czują i bez pomocy sobie nie poradzą.

Galeria

A
A+
A++
Drukuj
PDF
Powiadom znajomego
Wstecz
Create a Mobile Website
View Site in Mobile | Classic
Share by: