Bieżące
Świat tak nie działa
Bywało, że niewidoma Milena Wiśniewska wracała ze szkół dopiero późnym wieczorem. Nieraz lekcje odrabiała w pociągu. 21-latka – stypendystka „Indeksu Marzeń” w roku 2014 i 2015 – rozpocznie teraz studia na trzecim roku Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku.
– Kiedy zafascynowała się Pani muzyką?
– Jej piękno zaczęłam odkrywać już jako dziecko. Kiedy miałam sześć lat, stwierdzono, że posiadam słuch absolutny.
– W Malborku ukończyła Pani szkołę muzyczną I stopnia, w klasie fortepianu. Kolejny etap edukacji, w klasie organów, odbywała już w Gdańsku, jednocześnie uczęszczając do liceum w rodzinnym mieście.
– Podróże z Malborka do Gdańska zwykle trwały około godziny. Był jednak okres, gdy, ze względu na remont torowiska, przejazd w jedną stronę zabierał mi blisko dwie godziny. Do domu wracałam po dwudziestej. Przez jakiś czas – nawet o dwudziestej drugiej trzydzieści, bo na pociąg powrotny z Gdańska musiałam czekać godzinę. A przecież następnego dnia, o ósmej rano, trzeba było znowu iść do liceum. Uczęszczałam do szkół masowych, taryf ulgowych nie miałam. Rodzice wychowywali mnie w taki sposób, by niepełnosprawność nie była dla mnie problemem.
– Nawet dla w pełni sprawnego człowieka, łączenie nauki w podstawówce, gimnazjum czy liceum z popołudniową edukacją w szkole muzycznej, to ogromny wysiłek. Nie buntowała się Pani?
Fot.: archiwum Mileny Wiśniewskiej
– Może na początku, kiedy byłam dzieckiem. Odrobinę. Gdy jednak zrozumiałam, że muzyka jest moją pasją, przestałam zwracać uwagę na wyrzeczenia. Jedynie cel stawał się dla mnie istotny. Miałam wtedy trzynaście lat. Rozpoczynałam naukę w szkole muzycznej II stopnia w Gdańsku. Już wtedy rozumiałam, że pragnę się kształcić. Nie koncentrowałam się więc na przeciwnościach, lecz do spraw podchodziłam zadaniowo. Wiedziałam też, że, jako niewidoma, zmuszona jestem dawać z siebie więcej niż osoby widzące.
– Pani jest niewidoma od urodzenia…
– To nie powód do tego, by spoczywać na laurach. Niektóre osoby z dysfunkcjami uważają, że nie muszą nad sobą pracować, rozwijać się, ponieważ są niepełnosprawne. Z tej niepełnosprawności robią niemal cnotę, szukają w niej dla siebie usprawiedliwień. Żyją w przekonaniu, że pewne rzeczy po prostu należą się im od życia. Takie myślenie to droga donikąd. Świat tak nie działa.
– Do Gdańska dojeżdżała Pani przez sześć lat. Kiedy, na przykład, znajdowała czas na odrabianie lekcji?
– Zdarzało się, że w pociągu wyjmowałam z torby książki, maszynę brajlowską i skupiałam się na zadaniach. Musiałam przygotowywać się do zajęć w obu szkołach. Taki mam chyba charakter: staram się we wszystkim być solidna i konsekwentna.
– Była Pani pierwszą osobą niewidomą, która rozpoczęła naukę na Akademii Muzycznej w Gdańsku.
– Wykładowcy podchodzili i podchodzą do mnie przyjaźnie. Widzą, że solidnie pracuję, a także posługuję się rozwiązaniami, dzięki którym mogę być oceniana na równi z pozostałymi studentami. Naturalnie, przed przystąpieniem do egzaminów wstępnych, konsultowałam się z panią dziekan. Przyjęto mnie bardzo miło. Po prostu tak się złożyło, że wcześniej osoby niewidome nie studiowały na tej uczelni. Inna rzecz, że człowiek pozbawiony wzroku nie jest niczym osobliwym w Akademiach Muzycznych. W innych miastach tacy ludzie nawet się doktoryzują i piszą habilitacje.
– Na co przeznaczyła Pani stypendium „Indeksu Marzeń”, przyznane w ramach projektu „Akademia Odnalezionych Nadziei”, który realizuje Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”?
– Bez tego wsparcia trudno mi byłoby funkcjonować na uczelni. Dzięki stypendium mogłam opłacać akademik, utrzymywać siebie, kupować pomoce naukowe, a przez to w pełni koncentrować się na nauce. Osoby niepełnosprawne, które chcą się kształcić, a brakuje im na to środków, powinny skorzystać z możliwości, jakie stwarza konkurs „Indeks Marzeń”. Naprawdę warto. Kilkaset złotych miesięcznie to przecież spory zastrzyk gotówki dla każdego ucznia czy studenta, którego rodzice nie opływają w dostatek.
– Biorąc pod uwagę Pani pracę, można powiedzieć, że stypendium „Indeksu Marzeń” to doskonała inwestycja w człowieka. W jakim kierunku zmierzają obecnie plany Mileny Wiśniewskiej?
– Myślę o pisaniu licencjatu. Jego tematem będzie badanie słuchu osób niewidomych, wskazanie na fakt, że słuch absolutny częściej wykształca się u ludzi pozbawionych wzroku. Wiem, że, w mojej sytuacji, znalezienie pracy może nie być łatwe. Chciałabym jednak prowadzić zajęcia w szkole, dzielić się moją wiedzą oraz doświadczeniem. A – kto wie – jeśli moje badania okażą się interesujące, może w przyszłości poświęcę się pracy naukowej.
Rozmawiał Wojciech Szczawiński