Bieżące
Piękny listopadowy dzień
1 listopada, podobnie jak w minionych latach, Anna Dymna kwestowała na cmentarzu Rakowickim. Zbiórka pieniędzy, organizowana przez Obywatelski Komitet Ratowania Krakowa, odbyła się po raz 31. Aktorka co roku bierze udział w tej akcji – od jej pierwszej edycji.
– Do udziału w kweście na rzecz renowacji cmentarza Rakowickiego zachęciła mnie Zofia Niwińska, wielka krakowska aktorka, siostra Jana Niwińskiego – wspomina Anna Dymna. – W latach mojej młodości Jan Niwiński prowadził „Koci Teatr”. Uczestniczyłam w jego zajęciach i, właśnie dzięki Janowi Niwińskiemu, podjęłam decyzję o zdawaniu egzaminu do szkoły teatralnej. Pamiętam pierwsze kwesty na cmentarzu Rakowickim. Byłam strasznie nieśmiała. Zosia Niwińska mówiła do mnie: „Dziecko, nie stój z boku jak myszka, nie wstydź się. Zawołaj głośno, że zbierasz pieniądze na ratowanie zabytków”. W tamtym – socjalistycznym czasie – kwesty na cmentarzu Rakowickim były manifestacją wspólnoty, jedyną, jaka była pozbawiona zabarwienia politycznego. Było to coś budującego – ludzie mogli robić coś, co nie miało nic wspólnego z obowiązującym systemem albo władzą. Zauważam, że co roku jest milej. W minionych latach, przed wrzuceniem datków do puszek, ludzie jeszcze pytali, na co zbieramy pieniądze, jeszcze nam nie ufali. Od kilku lat nie spotykam się już z takimi zachowaniami, a jeśli pogoda 1 listopada jest tak cudowna jak w tym roku, atmosfera na cmentarzu Rakowickim staje się magiczna: ludzie stoją przy grobach, rozmawiają z sobą, ciepło wspominają tych, którzy są już nieobecni… Wszyscy takich spotkań potrzebujemy jak tlenu. Zawsze na tę kwestę cieszę się ogromnie. Ustawiam się przy wejściu głównym na cmentarz. Muszę tam stać, ponieważ niektórzy umawiają się ze mną. Mówią: „Niech pani stoi tu również w przyszłym roku. Kiedy przyjedziemy odwiedzić groby, to też wrzucimy coś do puszki”. I tak się dzieje, a ludzie przyjeżdżają z całej Polski. To bardzo wzruszające. Stałam w tym roku uśmiechnięta i, w ciągu godziny, moja puszka stała się bardzo ciężka… Już wiem, że uzbierałam 3500 złotych. Przez cały dzień wysłuchałam wielu dobrych słów. Poruszające jest też to, że duże datki dają starsi ludzie, po których widać, że nie mają dużo pieniędzy. W takim dniu i atmosferze czuje się także obecność tych, którzy już od nas odeszli. Zresztą wierzę, że ci, jakich już fizycznie nie ma, są przy nas obecni na co dzień – nauczyli nas przecież tylu rzeczy, coś w nas zostawili, przed czymś uchronili. Odczuwam to szczególnie stojąc na Rakowicach. Tam leży moja mama i tata, Jurek Bińczycki, profesor Łukowicz, Piotr Skrzynecki. W tym roku przez trzy dni odwiedzałam groby. Trzykrotnie byłam na Salwatorze u Wiesia Dymnego i wielu moich przyjaciół, dwukrotnie na Rakowicach. Lubię stawiać na grobach bliskich mi osób pomalowane przez siebie lampiony.
Wieczorem 1 listopada Anna Dymna przygotowywała się do zajęć ze swoimi studentami, jakie będzie mieć następnego dnia, oraz rozmowy z lekarzami z periodyku „Medycyna praktyczna”. Podczas tego spotkania omówione zostaną zagadnienia konkursu poetyckiego „Przychodzi wena do lekarza”. Potem aktorka odbędzie jeszcze rozmowę z organizatorką Krakowskiego Salonu Poezji z Irlandii. Jednak najpierw uda się do szpitala na swój kolejny zabieg rehabilitacyjny. „Jutro wieczorem nie gram spektaklu w Teatrze Starym, więc będę zbierała materiały o Bracie Albercie. W tym roku bowiem bardzo bym chciała wystawić z moimi aktorami z Radwanka przedstawienie o tym naszym polskim św. Franciszku. Marta Guśniowska obiecała mi, że napisze taką małą sztukę o tej niezwykłej postaci, ukochanej przez Jana Pawła II” – mówi.