Bieżące
40 dni ekstremum
„Przekraczamy bariery – trzech kozaków, dwa rowery” – pod takim hasłem, w lipcu, odbyła się 40-dniowa wyprawa do Ameryki Południowej, której uczestnikami byli Karol Kleszyk, Szymon Świrta i niewidomy Paweł Król. Śmiałkowie zaatakowali m.in. najwyższy na świecie podjazd rowerowy – Aucanquilcha (6176 m n.p.m.) w Andach.
Nasza Fundacja zaopatrzyła podróżników w profesjonalny rower typu tandem (Lapierre Tandem X2Team), którym poruszali się Paweł i Karol.
– Czy nie było obaw o to, że osoba niewidoma nie poradzi sobie w tak trudnych warunkach?
– pytamy Karola Kleszyka, na co dzień studenta IPZ w Warszawie, którego pasją są wyprawy rowerowe, wędrówki górskie i karate tradycyjne.
– Nie. Pomysł wyjazdu do Ameryki Południowej zrodził się dwa lata temu podczas naszego wejścia z Pawłem na Babią Górę. Od kilku lat zabierałem go na takie wyprawy w Beskidy. Biega on półmaratony, trenuje brazylijskie ju-jitsu. Jest dla mnie osobą, od której cierpliwości mogę się uczyć. Naprawdę. Rozumiałem więc, że nawet w trakcie tak niebywale trudnej wyprawy poradzi sobie z obciążeniami psychicznymi i fizycznymi.
– Ryzyko jednak istniało.
– Jasne, ale na tym właśnie polega zabawa, że człowiek stawia sobie cel, marzy o czymś, planuje, podejmuje ryzyko.
– Paweł sprostał temu wyzwaniu?
– Były problemy. Po sześciu dniach miał spore problemy z kolanami. Musieliśmy go odstawić na kilka dni na krótką rehabilitację do hostelu, ponieważ nie mógł już chodzić. Po prostu, w trakcie tak ekstremalnej jazdy na rowerze, pracują zupełnie inne partie mięśni niż na przykład w czasie biegania. Przerwa „postawiła go jednak na nogi”. Tak czy inaczej, bariery zostały pokonane. Cel osiągnęliśmy, zmagając się z niezwykle porywistym wiatrem i chłodem, dochodzącym w nocy do minus dwudziestu pięciu stopni Celsjusza. Zdobywaliśmy nie tylko Aucanquilchę, ale także eksplorowaliśmy najbardziej suchą pustynię świata – Atacamę – i boliwijski szczyt Huayna Potosi. Momentami było naprawdę niebezpiecznie: wiatr, górskie przepaście… Chociaż mam za sobą wiele wypraw rowerowych, nigdy przedtem nie zdobywałem sześciotysięcznika. Aucanquilchy nie udało się nam zdobyć. Dotarliśmy do wysokości 4700 metrów nad poziomem morza, ze względu na lód i wiatr, który odrywał nas od rowerów.
– Wrażenia z pewnością były niesamowite. Jeśli osoba niewidoma uczestniczy w takiej wyprawie, to trudno chyba mówić o niej jako o człowieku niepełnosprawnym?
– Paweł studiuje filologię hiszpańską, biega półmaratony, trenuje brazylijskie ju-jitsu. Jest więc osobą niezmiernie aktywną, bardziej niż niejeden człowiek widzący i w pełni sprawny ruchowo. A jeśli mamy do czynienia z taką aktywnością, granice pomiędzy sprawnością i niepełnosprawnością zacierają się w oczywisty sposób. Niejedna osoba w pełni sprawna mogłaby zazdrościć Pawłowi umiejętności, jakie posiada.
Miejmy nadzieję, że wyprawa Pawła Króla do Ameryki Południowej dla wielu osób niepełnosprawnych stanie się inspiracją do dalszego odkrywania świata i własnych możliwości. Jak mawiał lwowianin Jerzy Hajdukiewicz: „Świat zaczyna się dopiero powyżej górnej granicy lasu”.